6.
Titanic
i telefon.
Razmus wbił w
nią uważne spojrzenie, obchodząc ją dookoła. Miał zamyśloną minę, ale wzrok
przytomny. Gładził się palcem wskazującym po brodzie. Eladiera miała ochotę
uciec przed jego spojrzeniem, ale uniosła brodę i zniosła to dzielnie.
-Czyli wygląda
na to, że tu utknęłaś- stwierdził w końcu, a elfka uniosła brwi.
-Czyli nigdy
nie wrócę do Liman ul Thien?- zapytała z dziwną nutą w głosie. Sama nie mogła
stwierdzić, czy była to ulga, czy strach. Razmus podrapał się po głowie i wzruszył
ramionami.
-Nie
powiedziałbym „nigdy”, ale na razie wiem zbyt mało, by móc cokolwiek
stwierdzić. Jest szansa, ale bardzo mała. I nie zanosi się na to, by wzrosła,
dopóki nie dowiem się na czym polegał rytuał, który odprawił twój dziadek.
Wygląda mi to na starą, elficką magię…- odparł, ponownie tonąc w myślach.
Pstryknął palcami, a obok niego pojawiła się półka z grubymi tomami, które
wyglądały na stare i potężne.
-A dasz radę
to rozgryźć do przesilenia?- zapytała, a Razmus zerknął na nią przelotnie, kartkując
jakąś księgę.
-Nie wiem.
Może- mruknął, a ona odetchnęła. Uczucie ulgi mieszało się z rozczarowaniem.
–Dlaczego pytasz?
-Bo wtedy mam
ślub- rzuciła od niechcenia, sięgając po kubek z herbatą. Zdążyła już trochę
wystygnąć, ale wciąż smakowała o niebo lepiej od różanych nektarów.
-Doprawdy?
Czyj?- zainteresował się czarodziej, sięgając po kolejny opasły tom, oprawiony
w czarną, popękaną ze starości skórę. Eladiera pociągnęła łyk letniego napoju i
wzruszyła beztrosko ramionami, uśmiechając się.
-Mój- odparła,
wyciągając się wygodnie na kanapie. Przez chwilę nikt się nie poruszył. Ale,
gdy do Razmusa i Belli dotarł sens jej słów, spojrzeli na nią zaskoczeni.
Razmus znad księgi, Bella zza kolorowego czasopisma o modzie.
-Że co?-
sapnęła skonsternowana Bella, półleżąc na kanarkowożółtej kanapie.
-Wychodzę za
mąż za dwa tygodnie- odparła Eladiera, nie wiedząc co ich tak dziwi. Myślała,
że wszyscy Zaklęci o tym wiedzą.
-No tak-
mruknął Razmus, kiwając głową. –Nowe Prawo Elfów mówi, że córka króla w wieku siedemnastu
lat musi wyjść za mąż- wyglądał raczej jakby mówił do siebie, ale i tak
Anabelle spojrzała na niego, unosząc wysoko brwi.
-To zupełnie
bez sensu- stwierdziła, nagle dziwnie oburzona. –Ja mam trzysta lat i jeszcze
nikt nigdy mi nie powiedział, że muszę wyjść za mąż.
-Bo nie jesteś
córką Króla Lasu- odparł Razmus, a Bella uniosła brwi wyżej i wróciła do
czytania.
Anabelle chyba nie była nigdy w
poważniejszym związku. A żyła już trzysta lat. To szmat czasu. Eladiera
zastanawiała się, czy nie czuje się czasem samotna. W końcu miała przed sobą
wieczność. A tak długie życie w pojedynkę wydawało jej się niesamowicie nudne.
Choć, wampirzyca miała jeszcze Razmusa. Ale Eladiera nie sądziła, by była z
tego powodu jakoś specjalnie zadowolona.
-Jaki on
jest?- zapytał nagle czarodziej, wyrywając ją z zamyślenia. Zamrugała
kilkakrotnie i spojrzała na niego zdziwiona.
-Kto?
-Twój
narzeczony!- Razmus uśmiechnął się szeroko, a ona przygryzła wargę i wzruszyła
ramionami, nagle sposępniała.
-W porządku-
mruknęła, wbijając wzrok w swoje długie, smukłe palce, którymi skubała rąbek
koszuli. –Przyjaźniliśmy się od dziecka.
-Razmustycznie!-
zapiał czarodziej, a Bella rzuciła mu mordercze spojrzenie zza gazety.
Najwyraźniej nie lubiła tego słowa. –Przystojny?- Eladiera podniosła wzrok na
czarodzieja, a widząc jego podekscytowaną minę, westchnęła.
Pomyślała o wszystkich młodych
elfkach, które oglądały się za Limannelem, gdy szedł przez dziedziniec. O jego
smukłym i umięśnionym ciele, ciemnych, krótkich włosach, lodowo niebieskich
oczach, wysokich kościach policzkowych i uroczym, krzywym nosie.
-Tak. Bardzo-
odparła, a Razmus rozpromienił się jeszcze bardziej. O ile to możliwe.
-Moje
gratulacje!- zaćwierkał, a Eladiera uśmiechnęła się blado. Nie była pewna, czy
istniał powód do radości. Wbiła ponure spojrzenie w kolorową okładkę magazynu
Anabelle. Była na niej uśmiechnięta, ładna blondynka z czerwonymi ustami,
fikuśną fryzurą, ubrana w dziwaczną sukienkę i jeszcze dziwniejsze buty. Ludzka
moda jest dość… oryginalna.
Razmus najwyraźniej zauważył zmianę
w jej nastroju.
-Dlaczego się
nie cieszysz? Nie chcesz go poślubić?- zapytał, prześwietlając ją spojrzeniem
błękitnych oczu. Eladiera zaczęła gryźć wewnętrzną część policzka.
-Nie, nie
chcę- wyrzuciła z siebie, wypuszczając powietrze z płuc. Razmus spojrzał na nią
zaciekawiony, a Bella zesztywniała, nasłuchując zza gazety.
-Jest jakiś
inny?- Eladiera oburzyła się na słowa czarodzieja i poczerwieniała na
policzkach. Z niewiadomych powodów nagle pomyślała o Jasperze. Zrumieniła się
jeszcze bardziej.
-Co? Nie,
skąd! Ja…
-A jednak!
Wiedziałem!- Razmus klasną w dłonie z triumfalną miną. Bella odłożyła gazetę na
stolik do kawy i przyglądała im się teraz zaciekawiona. Najwyraźniej
stwierdziła, że to jest ciekawsze.
-Nie ma nikogo
innego!
-Więc dlaczego
wyglądasz jak przerośnięty pomidor?- ciemna brew czarodzieja poszybowała
wysoko, wraz z kącikami różowych ust.
-To nie ma nic
do rzeczy!
-Właśnie, że
ma!
-Wcale n…
-I ty
doskonale o tym wiesz!- Razmus wszedł jej w słowo, a Eladiera urwała,
zaskoczona. Zamrugała kilka razy, nie wiedząc co powiedzieć. Przecież to
niedorzeczność! W kim miałaby się niby zakochać? W Jasperze? Prawie go nie
znała. W sumie, to wcale go nie znała. Wiedziała tylko, że ma na imię Jasper
(chyba) i gra w zespole.
Eladiera westchnęła i z miną naburmuszonej
pięciolatki, wbiła wzrok w szklany stolik do kawę. Czuła, że nie ma sensu dalej
się kłócić z czarodziejem.
-Nie chcę
wychodzić za Limannela, bo go nie kocham w ten sposób. Tyle- mruknęła, czując
na sobie uważne spojrzenia dwójki jej towarzyszy.
-No dobrze-
rzekł w końcu czarodziej, przerywając ciszę. –Powiedzmy, że na razie mogę
przyjąć taką wersję wydarzeń.
~~~
Razmus i Anabelle zostawili ją samą
w domu, bo „musieli coś załatwić” Ale wychodząc włączyli jej coś co nazwali
„telewizorem”, a Eladiera patrzyła jak zaczarowana na ruszające się obrazy w
płaskim, czarnym pudełku. Nie mogła się temu nadziwić. Jak włożyli ludzi do
czegoś tak małego? To musi być z pewnością jakiś rodzaj magii Razmusa.
~~~
Jakieś cztery godziny i kilka
tuzinów chusteczek higienicznych później, czarodziej i wampirzyca wrócili do
mieszkania. W salonie, pod kupą zużytych chusteczek i kolorowym kocykiem,
zastali Eladierę, która pociągając nosem, rzuciła w telewizor chusteczką,
krzycząc:
-Morderczyni!
Przecież oboje byście się zmieścili!- Razmus pstryknięciem palcy wyłączył
telewizor, a Bella rzuciła się na kanapę, od razu tonąc w mokrych chusteczkach.
-Ohyda-
mruknęła, krzywiąc się. –Mówiłam, że zostawianie jej samej było złym pomysłem-
odparła, unosząc zużytą chusteczkę i patrząc znacząco na Razmusa. Ten wywrócił
oczami, podszedł do elfki i poklepał ją pocieszająco po plecach.
-No już. To
tylko film. Nie płacz biszkopciku- mruczał, głaszcząc elfkę po plecach z
czułością, a ona po chwili się uspokoiła i wytarła nos.
-Przepraszam.
Czasem mam problem z panowaniem nad emocjami- wymamrotała Eladiera, mnąc
chusteczkę w dłoniach.
-Mówiłam.
Świ-ruuu-ska!- szepnęła Bella na tyle głośno, że wszyscy ją usłyszeli. Razmus
spiorunował ją spojrzeniem, a ona uniosła brwi w obronnym geście i, przeżuwając
leniwie gumę w ustach, włączyła telewizor. Eladiera po raz kolejny zastanawiała
jakim cudem Razmus wytrzymuje na co dzień z Anabelle. To musi być bardzo
trudne.
-Mam coś dla
ciebie- odparł nagle czarodziej, a ona spojrzała na niego zaciekawiona.
-Dla mnie?
-Tak. Prezent-
przytaknął, a potem wręczył jej małe, ciemne pudełko. –Wygląda na to że
zostaniesz tu jakiś czas, więc pomyślałem, że ci się przyda- wyjaśnił, a
Eladiera patrzyła przez chwilę na pudełko, potem podniosła wzrok na Razmusa.
-Buchnąłeś to
ze sklepu?- zapytała, a Razmus się obruszył.
-Jestem
znanym, szanowanym i dobrze zarabiającym czarodziejem- powiedział. -Oczywiście,
że buchnąłem to ze sklepu!- fuknął, a Eladiera jeszcze przez chwilę na niego
patrzyła. Potem zajrzała do środka. W pudełku było małe, lśniące, ciemne
lusterko. Wyciągnęła je i przyjrzała się swojemu odbiciu, niepewna co ma z tym
czymś zrobić. Odwróciła to w dłoni i zobaczyła, że z tyłu jest białe, gładkie,
z czarnym kółkiem u góry. Cóż to takiego? –Pozwoliłem sobie wpisać nasze numery-
Eladiera posłała mu lekki uśmiech i ponownie wbiła wzrok w tajemniczy
przedmiot. Po chwili intensywnego myślenia nadal nie wiedziała do czego to może
służyć. Westchnęła z rezygnacją.
-Dziękuję,
ale… co to jest?- zapytała, Razmus przyglądał jej się przez chwilę w milczeniu,
a potem klepnął się w czoło, jakby o
czymś sobie przypomniał.
-No tak. Elfy
nie znają ludzkiej technologii- mruknął pod nosem, jakby do siebie, a potem
wyciągnął z kieszeni marynarki podobne urządzenie do tego, które trzymała
Eladiera. Z tym, że jego było błękitne. –Okej, szybka lekcja. To telefon. Służy
do komunikowania się z innymi na odległość. Coś jak listy, tylko w wersji
nowoczesnej- wyjaśnił, stukając szybko w ekran, który zaczął świecić. –Teraz do
ciebie zadzwonię, a ty odbierzesz- dodał, przyłożył telefon do ucha, a po
chwili ten Eladierii zaczął wibrować, świecić i grać w jej dłoni. Na ekranie
pojawiło się zdjęcie uśmiechniętego Razmusa. Spojrzała pytająco na czarodzieja.
–Dobrze. Teraz przeciągnij zieloną słuchawką po ekranie, przyłóż do ucha, tak
jak ja, i powiedz „halo”- elfka wykonała wszystkie jego polecenia z wahaniem.
-Halo?
-Doskonale ci
idzie!- pochwalił ją, czarodziej, a ona drgnęła, słysząc jego głos w telefonie.
-Diabelskie
urządzenie!- krzyknęła i, nie myśląc wiele, rzuciła telefonem o podłogę, a on
rozpadł się na kawałki. Bella wybuchnęła głośnym śmiechem. Razmus westchnął,
patrząc na rozbity telefon. –Przepraszam. Poniosło mnie- wymamrotała, a
czarodziej ponownie westchnął, machnął palcami, a telefon, cały i zdrowy
pojawił się w dłoni Eladierii.
-Okej. Jeszcze
raz. Tylko spokojnie- i tak zaczęła się długa lekcja obsługi telefonu
komórkowego.
~~~
-Myślę, że mój stary przyjaciel,
Xercon, będzie wiedział coś więcej na temat starej elfickiej magii. Jutro do
niego pójdziemy- powiedział Razmus, wymachując drewnianymi pałeczkami na prawo
i lewo.
Siedzieli przy stole, jedząc
kolację. Razmus zamówił coś, co nazwał chińszczyzną, twierdząc, że Eladiera
musi tego spróbować. Ale ona nie czuła się jakoś przekonana, patrząc na
parujące jedzenie z kartoników i drewniane pałeczki, które miały posłużyć jej
jako sztućce. Elfy nigdy nie jadły chińszczyzny. Elfy wolały leśne owoce i
świeże warzywa.
Eladiera nabiła na pałeczkę sajgonka
i powąchała go, niepewna.
-Spokojnie,
nie ma w nim mięsa. To wersja wegetariańska. Ciasto i warzywa- odparł Razmus, a
elfka czując bulgotanie w żołądku, wpakowała całą kluskę do ust. –Wracając do
Xercona, sądzę, że posiada on księgi, które są niezbędne do odwrócenia czaru
Olliminela i wysłania cię z powrotem do Liman ul Thien. Myślę, że nie potrwa to
dłużej, niż kilka dni.
-Nafafdę?-
zapytała Eladiera z pełnymi ustami, czując przypływ nadziei . Może to zachowanie nie przystoi
księżniczce, ale co tam. Była w Nowym Jorku z dala od karcącego spojrzenia
ojca.
-Znając życie,
coś pójdzie nie tak i nasza elficka księżniczka utknie tu na dłużej- mruknęła
Bella, pociągając spory łyk ciemnobrązowego płynu ze swojego kieliszka. Razmus
wywrócił oczami.
-Czy ty zawsze
musisz być taką dołującą pesymistką?
-Czy ty zawsze
musisz być takim denerwującym optymistą?- odwarknęła, eksponując kły zabarwione krwią. Czarodziej zmarszczył brwi, a powietrze wokół niego zafalowało, błyskając
iskrami. Eladiera przełknęła czym prędzej sajgonka i zmieniła temat.
-Czyli jutro
pokażecie mi Nowy Jork?- zapytała, a tamta dwójka spojrzała na nią, unosząc
brwi. Zmieszała się odrobinę, ale nie dała tego po sobie poznać. Uniosła
podbródek. –Skoro już tu jestem, to chciałabym zobaczyć jak wygląda to ludzkie
miasto. Nie możecie mnie przez cały czas trzymać zamkniętą w mieszkaniu-
dodała, wytrzymując dzielnie ich spojrzenia. Pierwszy złamał się Razmus. Z ich
dwojga to Anabelle była tym obojętnym, męskim pierwiastkiem.
-No dobrze.
Chętnie pokażę ci parę ciekawych miejsc- zgodził się, obdarzając ją uśmiechem.
Eladiera odpowiedziała tym samym.
-Jesteś
pewien, że to dobry pomysł? W końcu to elf, a one bywają narwane- odparła
Bella, mieszając krew w kieliszku. Razmus skarcił ją spojrzeniem. –No co? To
prawda. „Ojej, motylek! Ojej, sarenka! Ojej, skunks! Ojej, kaczuszka! Ojej,
stokrotka!” Ugh. Rzygać się chce- mruknęła, krzywiąc się. Razmus wykonał ledwo
widoczny ruch palcem wskazującym i reszta krwi z kieliszka Belli chlupnęła jej
w twarz. Ta spojrzała na niego wściekła. Czarodziej, nie zwracając uwagi na
zdenerwowaną wampirzycę, która patrzyła na niego, jakby chciała go zabić gołymi
rękoma, odwrócił się do Eladierii z promiennym uśmiechem.
-Oczywiście,
że jestem pewien, że to dobry pomysł- odparł. –Bo co niby może się stać?
No właśnie. To dobre pytanie. Ale
Razmus jako Wielki Czarodziej Brooklynu powinien wiedzieć co się stanie i
przewidzieć, że lepiej było zostawić Eladierę w domu.
_______________________________________________________________
Dziękuję, za uwagę. Mam nadzieję, że się podobało. Nie wiem kiedy pojawi się następny. Miejmy nadzieję, że niebawem.
Trzymajcie się!
xoxo
No nareszcie! Ile można czekać? Tak, tak natłok pracy! Nie uwierzę, bo sama mam czasu aż ponad miarę mimo, że chodzę do szkoły itd. No, ale i tak wstawiłaś rozdział. Fajny/ Szaitan
OdpowiedzUsuńWpadnij:
http://zyje-chwila.blogujaca.pl/
Świetny rozdział (: Mam nadzieję, że coś wstawisz :D i wrócisz :) Zapraszam do siebie i życzę weny!
OdpowiedzUsuńopowiadanieoonedirectioniniekochanej.blogspot.com
RiDa